Piotr Kwiatek OFMCap

🟡 MODLITWA PSALMAMI I CZWARTE WIELKIE ODKRYCIE

„Istnieją w Kościele przepiękne formuły modlitwy. Litania do Serca Jezusa, różaniec, modlitwy świętych, akty strzeliste, koronka… każda z nich niesie w sobie doświadczenie pokoleń wierzących, próbujących nazywać to, co nienazwane. To jakby modlitewna pamięć Kościoła głęboka, sprawdzona i zanurzona w tradycji. A jednak, mimo ich duchowego bogactwa, mam coraz silniejsze przekonanie, które może zabrzmieć kontrowersyjnie, że tylko na pewnym etapie życia duchowego powinny one być głównym sposobem modlitwy. Oczywiście, nie chodzi o to, by je odrzucić. Te formy modlitwy pozostają ważne i cenne jak ślady stóp tych, którzy przeszli przed nami drogę wiary ale jednocześnie, dojrzewając duchowo, zaczynamy odczuwać, że ich funkcją nie jest zatrzymać nas przy sobie, lecz poprowadzić dalej.
I powiem coś jeszcze bardziej kontrowersyjnego: nawet modlitwa psalmami, choć przepiękna i natchniona przez Ducha Świętego (por. 2 Tm 3,16), nie powinna być ostatecznym celem życia duchowego. Psalmy nie są szczytem, lecz szkołą, są tylko i aż najlepszym kursem modlitwy. One mają nas nauczyć modlić się naszym życiem, naszą historią a nie jedynie historią Dawida czy innych autorów natchnionych.
To nie jest umniejszanie wartości psalmów, wręcz przeciwnie to uznanie ich pedagogicznej głębi. Psalmy to nie gotowe rozwiązanie, ale alfabet serca. Uczą nas języka, którym Bóg rozmawia z człowiekiem. Języka, który obejmuje całą gamę ludzkich uczuć: od zachwytu po rozpacz, od pokory po gniew. Ale alfabet nie wystarczy, jeśli nie zaczniemy nim pisać własnych zdań. Jeśli modlitwa ma być żywa, musi być ucieleśniona w naszym doświadczeniu.
Psalmy są jak pierwszy nauczyciel dojrzałej modlitwy oraz modlitwy, wymagający, wierny, obecny. Ale nadejdzie taki moment, gdy Bóg zaprosi cię, byś odważył się mówić do Niego już nie cudzymi słowami, ale swoim życiem. Byś zaufał, że On zna melodię twojej duszy, zanim jeszcze zaczniesz ją nucić. Czy to znaczy, że mamy zrezygnować z psalmów? Absolutnie nie. To właśnie one uczą cię, że modlitwa może być pełna sprzeczności, że można równocześnie wierzyć i wątpić, ufać i krzyczeć z rozpaczy. Psalmista woła: „Czemu, Panie, stoisz z daleka, w czasach ucisku się ukrywasz?” (Ps 10,1), a kilka wersetów dalej wyznaje: „Ty widzisz trud i boleść, patrzysz, by je wziąć w swoje ręce” (Ps 10,14). Taka jest modlitwa serca – nieprzewidywalna, szczera, pulsująca życiem.
Jednak życie modlitwy dojrzewa wtedy, kiedy zaczynasz odkrywać, że nie chodzi już tylko o słowa nawet jeśli są święte. Chodzi o to, by całe twoje życie stało się modlitwą. To oznacza, że wszystko dosłownie wszystko może być jej treścią. Styl, w jakim prowadzisz samochód, cierpliwość (albo jej brak) w kolejce do lekarza, niespodziewany uśmiech dziecka, rozmowa telefoniczna, która pozostawia w tobie niepokój, wieczorne zmęczenie, które nie daje się opisać, ale domaga się bycia usłyszanym. To właśnie wtedy zaczynasz rozumieć, że Duch Święty nie ogranicza się do wersów Pisma. On mieszka w tobie, w twoim chaosie i codzienności. To o tym mówi św. Paweł: „Podobnie Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). Kiedy psalmy zaczynają z tobą oddychać, uczą cię, że ty sam jesteś psalmem. Że twoje życie, nawet nieidealne, nieuporządkowane, czasem absurdalne może być świętym tekstem, jeśli pozwolisz Bogu je czytać, bo On naprawdę nie szuka doskonałości i perfekcji a bardziej pragnie autentyczności.
Bóg nie pragnie tylko naszych słów, modlitw czy nawet naszych cnót. On pragnie nas całych – serc, które kochają Go całym sobą, nie tylko ustami, ale życiem. I właśnie dlatego psalmy są tylko i aż kursem modlitwy. Są alfabetem, z którego masz nauczyć się składać swoją własną modlitwę pisaną codziennością, przeżywaną wiarą, niepewnością, miłością i trudem”.

Kwiatek, P. (w przygotowaniu). „Lustro Duszy. Psalmoterapia w praktyce”.

„LUSTRO DUSZY…”

📘 Właśnie finalizuję ostatni rozdział książki 'LUSTRO DUSZY. PSALMOTERAPIA W PRAKTYCE’. Przed Wami kolejny fragment zapowiadający to wyjątkowe wydanie.

„Współczesna psychologia odkrywa to, co psalmista wiedział już tysiące lat temu. On nie zadowalał się zdawkowym westchnieniem ulgi. On wszystko nazywał i wszystko oddawał w górę. W psalmach odnajdujemy konkretne odniesienia do Bożych dzieł, do ludzkich doświadczeń, do wsparcia okazanego w trudnych chwilach. To nie jest abstrakcyjne dziękczynienie, lecz głęboko osobista relacja z Tym, do którego skierowane są słowa.

Wdzięczność z natury jest relacyjna. Nie zamyka się w myślach czy emocjach, ale kieruje się ku komuś jak podanie ręki albo uśmiech, który ma dokąd trafić. Buduje i zacieśnia więzi. Przypomina, że to, co mamy, nie wzięło się znikąd, że nie żyjemy na pustyni. Jesteśmy otoczeni dobrocią tą zwyczajną, codzienną, wyrażoną w prostych gestach bliskich, i tą większą, przekraczającą nas, którą wielu nazywa po prostu miłością Boga. Bo w świecie, który bardziej lubi narzekać niż dziękować, gdzie nagłówki mówią o kryzysach, wojnach, kolejnych „końcach świata” zwyczajne „dziękuję” staje się jakimś cichym aktem buntu albo lepiej: nadziei.

Psychologowie nie zostawiają tu większych wątpliwości. Wdzięczność naprawdę działa i to nie tylko ta wielka, za zwroty akcji w życiu, ale ta zwykła, codzienna. Za ciepłą herbatę wypitą bez pośpiechu, za wiadomość od kogoś, kto pamiętał, za to, że ktoś zrobił nam kanapkę, kiedy nam się nie chciało nawet wstać z kanapy. Robert Emmons i Michael McCullough już ponad 20 lat temu pokazali w swoich badaniach (2003), że codzienne notowanie kilku rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni, potrafi wyraźnie poprawić nie tylko nastrój ale wzmacnia poczucie szczęścia. Nie chodzi przy tym o żadne sztuczne „myślenie pozytywne”. Psychologia mówi wprost: wdzięczność to nie różowy filtr na życie, tylko konkretna umiejętność przełączenia uwagi z tego, czego nam brakuje, na to, co mamy. Z niedosytu na wystarczalność. I nagle ten sam kubek kawy przestaje być tylko kawałkiem porcelany staje się świadkiem poranka, który jednak przyszedł, mimo zmęczenia, lęku czy wiadomości z wczoraj. Nie trzeba od razu kupować nowego notesu i zaczynać prowadzić „dziennik wdzięczności” (chociaż można, jeśli ktoś lubi). Wystarczy kilka chwil w głowie, na głos, na spacerze, przy zmywaniu naczyń. Albo szybki sms: „Dzięki, że jesteś”. Bez patosu. Bez wielkich słów. Bo wdzięczność działa nawet wtedy, gdy przychodzi w zwykłych ubraniach. Kiedy dziękujemy, aktywują się te same obszary, które odpowiadają za przyjmowanie miłych niespodzianek. Jakby świat mówił: „Hej, masz więcej, niż ci się wydaje”. I chociaż sytuacja na koncie się nie zmienia, człowiek zaczyna się czuć… trochę bogatszy. Jakby coś w środku się prostowało. Wdzięczność chce być wyrażona. Nie tylko pomyślana, ale wypowiedziana do Boga, do ludzi, czasem nawet do samego siebie”.

👉 Kwiatek, P. (w przygotowaniu) „Lustro duszy. Psalmoterapia w praktyce”. Edycja św. Pawła.

Błogosławcie!

🔥 DUCHOWY AKT SPRZECIWU
✝️ #PsalmNaDzień
„Błogosławimy wam w imię Pana!” (Ps 129,8)

W świecie, gdzie każdy ma gotową ripostę i certyfikat eksperta od cudzych sumień, gdzie palce szybciej stukają w klawiaturę niż głowa zdąży pomyśleć – wezwanie do błogosławieństwa brzmi co najmniej dziwnie jeśli nie jak szaleństwo.

A jednak to właśnie dziś staje się ono palącą koniecznością: błogosław bliskich, błogosław obcych, błogosław nawet tych, którzy cię przeklinają. Nie dlatego, że to łatwe. Ale dlatego, że to jedyna droga, by zatrzymać spiralę nienawiści i pogardy. To nie słabość – to moc. Trudne? Bardzo. Ale z Jezusem – wykonalne. Bo to On mówi:

„Błogosławcie tym, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy was oczerniają” (Łk 6,28)

🩵 PYTANIA DO SERCA:
👉 Czy twoje słowa bardziej leczą, czy ranią?
👉 Kogo dzisiaj najbardziej nie chcesz błogosławić – i co by się stało, gdybyś zrobił to właśnie teraz?
👉 Czy twoja złość jest jeszcze obroną – czy już więzieniem?

Błogosławieństwo to wybór – nie nastroju!
💡 Błogosławieństwo to duchowy akt sprzeciwu wobec kultury pogardy.
💡 Błogosławienie to nie luksus dla świętych – to ratunek dla duszy, zanim zatruje ją świat.

Błogosławionego dnia w łączności w 1W1.

„Bóg nie jest starą tapetą”

📕 I kolejny fragment książki „Lustro duszy” paragraf pt. „Bóg nie jest starą tapetą”.

„[…] Życie duchowe nie dzieje się w próżni. To nie jest luksusowa kategoria „dla wybranych” albo coś, co robisz „po godzinach”. To sposób bycia w świecie. W twoim bałaganie, w zmęczeniu, w niepewności co dalej. Kiedy nie wiesz, co zrobić z relacją, która się sypie. Kiedy boisz się o zdrowie, o dziecko, o przyszłość. Kiedy nie masz już siły się modlić, a jednak mówisz: „Idę. Nie sam. Idziemy”. W duchowości nie chodzi o uniesienia. Chodzi o wierność o to, że trzymasz się Jego, nawet wtedy, gdy nic nie czujesz, bo On nie odszedł. To nie On znika to my czasem przymykamy oczy. I może właśnie po to są „ciemne doliny”. Nie żeby nas złamać ale żebyśmy przestali ufać mapie, którą sami sobie narysowaliśmy i zaczęli ufać Temu, który zna całą drogę.

Bóg nie jest starą tapetą

A jak to wygląda w naszym świecie, między rachunkami, zbyt późnym metrem i kolejnym mailem z pretensją w temacie? Bo przecież duchowość to nie jest odklejony klimat z pustelni, tylko coś, co dzieje się na korytarzu w pracy, przy dzieciach drących się o ostatniego naleśnika, w samotnych wieczorach z pytaniem: „Co ja właściwie robię ze swoim życiem?” Spotykam ludzi, którzy latami trwają w tej samej formie: powtarzają te same słowa, te same schematy, te same modlitwy. Jakby Bóg był starą tapetą w pokoju babci: nie ruszać, bo się podrze. A przecież to pytanie jest proste i aż kłuje w plecy: czy Twoja wizja Boga dojrzewa razem z Tobą? Czy pozwalasz, żeby się odsłonił od nowa, głębiej, inaczej? Pamiętam, jak kiedyś sam pękałem z dumy, że mam wszystko obcykane. Teologia pewnych odpowiedzi i zero wątpliwości. Potem przyszło życie i nauczyłem się, że czasem największym aktem wiary jest przytulenie ciszy, czyli tzw. teologia apofatyczna Bóg, o którym więcej nie wiemy, niż wiemy” […].

„Lustro duszy. Psalmoterpia w praktyce” w przygotowaniu. Piotr Kwiatek

🩵 Serce Biblii


Jeśli ktoś kiedyś zastanawiał się, gdzie tak naprawdę znajduje się serce Biblii nie w metaforycznym, ale dosłownym sensie, mierząc po liczbie rozdziałów i wersetów odpowiedź może zaskoczyć. Otóż, jeśli weźmiemy całe Pismo Święte w jego tradycyjnym porządku i policzymy wszystkie rozdziały od Księgi Rodzaju po Apokalipsy, okaże się, że w samym środku, jakby w punkcie równowagi całej objawionej historii, znajduje się Księga Psalmów. A w jej wnętrzu nie przypadkowo – psalm 118. Ten psalm, przez wieki śpiewany w synagogach i kościołach, staje się nie tylko liturgicznym sercem duchowości żydowskiej i chrześcijańskiej, ale i symbolicznym węzłem, w którym splatają się tematy radości, cierpienia, uznania i, przede wszystkim, ufności.


To właśnie z tego tekstu Jezus czerpie słowa w jednym z najbardziej dramatycznych momentów swojego życia. Gdy mówi o sobie jako o „kamieniu odrzuconym przez budujących „Kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła” (Ps 118,22). To nie jest przypadkowy obraz, lecz jakby oś, wokół której obraca się cała narracja zbawienia. Odrzucenie, które na pozór wygląda jak klęska okazuje się początkiem czegoś nowego. Fundamentem, który nie jest budowany na sile, władzy czy skuteczności, lecz na słabości, pokorze, zaufaniu. To paradoks, który nie daje się objąć rozumem: to, co odrzucono, staje się centrum. To, co uznano za niepotrzebne, staje się niezastąpione.
Ale jeśli pójść jeszcze głębiej nie tylko do znaczenia tekstu, lecz do jego fizycznej lokalizacji odkrywamy coś jeszcze bardziej zadziwiającego. Otóż, jeśli policzyć wszystkie wersety w Biblii w połowie znajdziemy słowa „Lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w człowieku” (Ps 118,8). To werset o ufności a nie apokaliptyczne objawienia, nie dekalog, nie kazanie na górze staje się jakby pulsującym centrum całej Biblii. To zaproszenie, które przebija nasze współczesne iluzje na wylot. W kim naprawdę pokładamy nadzieję? W politykach, którzy dziś obiecują, a jutro zapominają? W systemie, który działa sprawnie dopóki nie dotknie nas osobiście? W armii, która może chronić granice, ale nie serc? W postępie technologicznym, który daje nam sztuczną inteligencję, ale nie umie odpowiadać na pytanie: „Po co żyję?”? W sile, władzy, prestiżu, młodości, kreatywności, wiedzy… wszystko to, choć dobre, bywa ulotne. Jak piasek przesypujący się przez palce. A przecież każdy z nas, choćby tylko raz w życiu, odczuł, jak nagle wszystko może się zawalić choroba, utrata, zawód, samotność. I wtedy okazuje się, że żadne z tych „wielkich” fundamentów nie trzyma, gdy ziemia się trzęsie.


Psalm odpowiada jednoznacznie: nie, w Bogu. I to nie jako ostatnia deska ratunku, gdy wszystko inne zawiodło, ale jako pierwszy krok do prawdziwej wolności. To nie pobożna ozdóbka do powieszenia nad łóżkiem, lecz egzystencjalne stanowisko. Zaproszenie do odwrotu nie od świata, ale od iluzji, że muszę wszystko kontrolować, że muszę być silny, że muszę się dowieść. Ufność w Boga to nie ucieczka od rzeczywistości, lecz najgłębsze w nią zaangażowanie poprzez otwarcie się na To, co przekracza nasze możliwości. Psychologicznie rzecz biorąc, ufność to nie to samo, co naiwna nadzieja, że „jakoś to będzie”. To nie pasywna oczekująca postawa, lecz aktywny wybór czasem dojrzewający w bólu by oprzeć się na Kimś, kto nie zawiedzie. W kulturze, która ceni samodzielność, produktywność i sukces, takie przyznanie się do zależności od Boga może wydawać się słabością. Ale jest dokładnie odwrotnie. To akt odwagi, bo przyznać, że nie jestem wszechmocny, że nie mam wszystkiego pod kontrolą, że czasem nie wiem, co robię to nie porażka, lecz początek wolności. Jak dziecko, które w końcu przestaje udawać, że sobie poradzi, i pozwala się objąć. W Biblii ufność to nie emocja, lecz postawa i decyzja serca. To nie reakcja na dobre wyniki, lecz wybór w czasie niepewności. Przypomina to sytuację chorego, który pomimo diagnozy, pomimo bólu mówi: „Wierzę, że życie ma sens, nawet jeśli go teraz nie widzę”. To nie negacja rzeczywistości, lecz głębsze w nią wejrzenie.
Bóg, któremu ufamy, nie obiecuje życia bez krzyża. Nie gwarantuje, że wszystko się dobrze skończy przynajmniej według ludzkiej logiki. Ale daje sens nawet w cierpieniu. Daje światło, nawet gdy wszystko inne ciemnieje”.

– fragment z przygotowywanej książki „Lustro duszy. Psalmoterapia w praktyce. (Kwiatek Piotr).

✳ Z BOGIEM KAŻDEGO DNIA!

„Będę chodził w obecności Pańskiej (Ps 116,9)
✝️ #PsalmNaDzień

Chodzić w wierze to nie tylko wstać z łóżka, iść do pracy, zrobić obiad, odebrać dzieci. To również otworzyć Pismo, zanurzyć się w modlitwie i usłyszeć, co Bóg mówi do mnie dzisiaj.

Ojciec Pio wskazywał na dwie cnoty, które trzymają nas na duchowej drodze: wytrwałość i cierpliwość. Wytrwałość to nieustanne podnoszenie się, kiedy nogi się chwiej, a serce chce zrezygnować. Cierpliwość to akceptacja własnych słabości, by nie osądzać się za każde potknięcie.

Prawdziwa moc zaczyna działać wtedy, gdy wytrwałość i cierpliwość splatają się w codziennym życiu – kiedy z uporem sięgamy po Boże Słowo i pozwalamy Jego światłu rozpraszać ciemność w naszych sercach. W tej jasności wytrwałość nie jest już walką, lecz siłą, a cierpliwość przestaje być czekaniem, staje się pokojem. To dwa skrzydła, które unoszą nas ponad własne słabości, pozwalając iść dalej nie z naszej mocy, lecz z Bożą łaską działającą w nas.

🔴 PYTANIA DO SERCA:
👉 Czy potrafię wstać dziś rano z sercem gotowym na Bożą obecność, mimo zmęczenia?
👉 Czy potrafię być cierpliwy wobec siebie, gdy nie jestem „idealny” w drodze duchowej?
👉 Co mogę dziś zrobić, by nie odkładać spotkania z Bogiem na później?

🔥 Wytrwałość to nie sprint, to codzienny krok. A Bóg kroczy z nami – nawet gdy ledwo idziemy.

Metafory w psalmach

📕Obecnie pracuję nad tematem: „Jak pracować z psalmami i metaforami?” i mam pomysł!💡

„Psalmy pomagają nie tyle uciec od rzeczywistości, co wejść w nią głębiej. Przefiltrować to, co się dzieje, przez coś większego niż własne nerwy czy schematy myślowe. Można z nimi płakać, złościć się, buntować, błagać, dziękować dokładnie tak, jak się czuje. A to już coś. W świecie, w którym często trzeba udawać, że wszystko gra, psalm uczy, że nie musimy być sztucznie spokojni ani zawsze poukładani. Możemy być prawdziwi.
Zobaczmy więc, jak można pracować z tymi starymi, a jednocześnie zaskakująco aktualnymi tekstami, które choć zapisane tysiące lat temu nadal potrafią trafić w samo sedno ludzkiego doświadczenia. Psalmy nie są martwą literaturą ani tylko modlitwą do odklepania to coś więcej. To jakby ktoś przed wiekami spisał nasze własne emocje, tylko używając innych słów. Lęk, złość, wściekłość, nadzieja, poczucie sensu i jego zupełny brak wszystko tam jest. I co ważne, bez upiększeń. Metafory, którymi są nasycone, działają jak kotwice pomagają uchwycić to, co w nas rozedrgane, rozbite albo nienazwane.
W codziennym życiu nie mamy przecież zbyt wielu przestrzeni, żeby bezpiecznie wypuścić z siebie to, co w środku kotłuje. Czasem coś nas trzyma za gardło, ale brakuje słów, żeby to wypowiedzieć nawet samemu sobie. I właśnie wtedy warto sięgnąć po psalm. Nie po to, żeby znaleźć gotową odpowiedź, tylko żeby dać sobie język, który uniesie ciężar emocji. To taka terapia przez metaforę prosta, ale głęboka. Nie trzeba do tego żadnych specjalnych umiejętności. Wystarczy odrobina ciszy i odwagi, żeby się zatrzymać i usłyszeć, co tak naprawdę w nas gra […]”.

🔴 I tutaj w książce chcę zaproponować trzy proste, ale konkretne kroki, dzięki którym metafory mogą stać się narzędziem rozwoju duchowego — ożywiać modlitwę i sprawiać, że nasza relacja z Bogiem staje się nie tylko głębsza, ale też uzdrawiająca od środka.aspekcie terapeutycznym…

Kwiatek, P. „Lustro duszy, Psalmoterapia w praktyce” (w przygotowaniu).