📘 Właśnie finalizuję ostatni rozdział książki 'LUSTRO DUSZY. PSALMOTERAPIA W PRAKTYCE’. Przed Wami kolejny fragment zapowiadający to wyjątkowe wydanie.
„Współczesna psychologia odkrywa to, co psalmista wiedział już tysiące lat temu. On nie zadowalał się zdawkowym westchnieniem ulgi. On wszystko nazywał i wszystko oddawał w górę. W psalmach odnajdujemy konkretne odniesienia do Bożych dzieł, do ludzkich doświadczeń, do wsparcia okazanego w trudnych chwilach. To nie jest abstrakcyjne dziękczynienie, lecz głęboko osobista relacja z Tym, do którego skierowane są słowa.
Wdzięczność z natury jest relacyjna. Nie zamyka się w myślach czy emocjach, ale kieruje się ku komuś jak podanie ręki albo uśmiech, który ma dokąd trafić. Buduje i zacieśnia więzi. Przypomina, że to, co mamy, nie wzięło się znikąd, że nie żyjemy na pustyni. Jesteśmy otoczeni dobrocią tą zwyczajną, codzienną, wyrażoną w prostych gestach bliskich, i tą większą, przekraczającą nas, którą wielu nazywa po prostu miłością Boga. Bo w świecie, który bardziej lubi narzekać niż dziękować, gdzie nagłówki mówią o kryzysach, wojnach, kolejnych „końcach świata” zwyczajne „dziękuję” staje się jakimś cichym aktem buntu albo lepiej: nadziei.
Psychologowie nie zostawiają tu większych wątpliwości. Wdzięczność naprawdę działa i to nie tylko ta wielka, za zwroty akcji w życiu, ale ta zwykła, codzienna. Za ciepłą herbatę wypitą bez pośpiechu, za wiadomość od kogoś, kto pamiętał, za to, że ktoś zrobił nam kanapkę, kiedy nam się nie chciało nawet wstać z kanapy. Robert Emmons i Michael McCullough już ponad 20 lat temu pokazali w swoich badaniach (2003), że codzienne notowanie kilku rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni, potrafi wyraźnie poprawić nie tylko nastrój ale wzmacnia poczucie szczęścia. Nie chodzi przy tym o żadne sztuczne „myślenie pozytywne”. Psychologia mówi wprost: wdzięczność to nie różowy filtr na życie, tylko konkretna umiejętność przełączenia uwagi z tego, czego nam brakuje, na to, co mamy. Z niedosytu na wystarczalność. I nagle ten sam kubek kawy przestaje być tylko kawałkiem porcelany staje się świadkiem poranka, który jednak przyszedł, mimo zmęczenia, lęku czy wiadomości z wczoraj. Nie trzeba od razu kupować nowego notesu i zaczynać prowadzić „dziennik wdzięczności” (chociaż można, jeśli ktoś lubi). Wystarczy kilka chwil w głowie, na głos, na spacerze, przy zmywaniu naczyń. Albo szybki sms: „Dzięki, że jesteś”. Bez patosu. Bez wielkich słów. Bo wdzięczność działa nawet wtedy, gdy przychodzi w zwykłych ubraniach. Kiedy dziękujemy, aktywują się te same obszary, które odpowiadają za przyjmowanie miłych niespodzianek. Jakby świat mówił: „Hej, masz więcej, niż ci się wydaje”. I chociaż sytuacja na koncie się nie zmienia, człowiek zaczyna się czuć… trochę bogatszy. Jakby coś w środku się prostowało. Wdzięczność chce być wyrażona. Nie tylko pomyślana, ale wypowiedziana do Boga, do ludzi, czasem nawet do samego siebie”.
👉 Kwiatek, P. (w przygotowaniu) „Lustro duszy. Psalmoterapia w praktyce”. Edycja św. Pawła.
